Komentarze: 4
Ale o tym dowiedziałam się po urlopie. A raczej w trakcie powrotu. Dokładnie w Słowenii o 5 rano, kiedy to po wypiciu dwóch łyków kawy pojawiły się pierwsze objawy “zatrucia pokarmowego”. Przez chwilkę wzięłam pod uwagę możliwość bycia w Ciąży ale przecież “jedna jaskółka wiosny nie czyni”. Test zakupiłam kilka dni później. Nie od razu, bo przecież może jednak się myliłam. Przedyskutowane z panem R. Poczekamy jeszcze tydzień i zobaczymy. Ale sprawdziłam to wcześniej. Na złość mojemu “przyszłemu- nie
doszłemu”. Mała sprzeczka i już siedziałam w łazience dokonując na pozór skomplikowanej procedury przetestowania co w trawie piszczy. W nocy kiedy Pan R. już spał. Egzamin zdany pozytywnie. Na 5+. Różowa kreska nie zostawiła nawet cienia wątpliwości. Stało się to co miało się stać po kilku miesiącach szaleństwa.Tą nowinę zostawiłam tylko dla siebie. Pan R. miał mieć 30. urodziny w następny weekend. Czy można znaleźć lepszy prezent na taką okazję?